Każdy
kto mnie zna powiedziałby, że postradałam rozum… Ja nawet sama sobie to
powtarzałam w kółko i nie wiem, co właściwie chciałam tym wtedy zdziałać.
Zabawne było, że próbowałam przekonać samą siebie, że robię głupstwo. Kto
zostawia nagle wszystko, aby wyjechać za gwiazdą rocka, na jego życzenie?
Najbardziej naiwna dziewczyna na całej kuli ziemskiej, czyli ja ! Od tamtej
pory coraz częściej rzucałam się pod wiatr… bo byłam zakochana.
– Miłość, miłość, miłość! – Od razu się wyprostowałam słysząc głos nauczycielki,
która wkroczyła do sali po chwili stając przy swoim biurku. – Myślę, że ten temat jest nieskończonością.
Można o nim mówić bez końca, nieprawdaż? Jednak chcę od was się dowiedzieć, czy
są jakieś granice tego emocjonalnego stanu? – Skrzyżowała ręce na piersi wbijając w nas
swoje spojrzenie. W tej chwili cała klasa milczała, jak zaklęta. Nikt nawet nic
nie mówił między sobą, jak to zazwyczaj bywało. Mnie osobiście lekko zatkało…
nie da się ukryć, że pytanie kobiety dało mi dużo do myślenia. – Oh, nie mówcie, że nie macie zdania. Jesteście
w takim wieku, że musicie coś na ten temat wiedzieć. Na pewno nie raz byliście
zakochani po uszy i co wtedy się z wami działo? Jak wiele byliście w stanie
zrobić dla ukochanej osoby, a co już było granicą, której nie odważyliście się
przekroczyć? Czym w ogóle jest dla was miłość?
– Ja pierdziele… co ją dzisiaj wzięło? – Mruknęła pod nosem Ashlee, co było kierowane
zapewne do mnie. I przez to zwróciła uwagę na naszą ławkę…
– Ashlee? Wypowiedz się proszę na ten temat.
– Nie mam zbyt wiele do powiedzenia. – Podniosła się niechętnie spoglądając na
kobietę. – Nie wierzę w miłość. Istnieje
tylko zakochanie, a gdy pojawiają się granice, oznacza to, że ono minęło i
tyle.
– Ciekawa koncepcja. A ktoś ma inne zdanie?
Czy naprawdę jest tak, jak mówi Ashlee i miłość nie istnieje?
– Prawdziwa miłość istnieje tylko w książkach,
w fikcji. – Podzieliłam się swoją
opinią, choć nie wiem, czy to był dobry pomysł. Nie powinnam chyba udzielać się
w tym temacie.
– Miłość, to tylko słowo! Po prostu trzeba było
jakoś nazwać to coś, co łączy dwoje ludzi, którzy chcą ze sobą być.
– Miłość jest wtedy, gdy człowiek zakochuje
się każdego dnia w drugiej osobie. – Rzucił ktoś z ostatnich ławek, co okazało się
być strzałem w dziesiątkę. Przynajmniej dla mnie. Aż musiałam odwrócić się do
tyłu, aby zobaczyć kto oświecił mój umysł. Zresztą nie tylko ja, bo podobnie
uczyniła reszta klasy. – Zawsze są
jakieś granice, ale to nie znaczy, że wtedy się nie kocha. Miłość, to nie tylko
emocje i uczucia, ale także rozum. Miłość, to ukochana osoba.
– Brawo panie Kähler. Myślę, że teraz
spokojnie możecie napisać z tego długie wypracowanie, jako zadanie domowe. – Zakończyła poruszona wypowiedzią chłopaka.
– Szajze, kto by pomyślał, że mamy takiego
znawcę miłości w klasie. – Skomentowała
siedząca obok mnie brunetka, na co tylko wzruszyłam ramionami. Tak naprawdę
odpłynęłam gdzieś daleko w swoim umyśle.
Jeśli
miłość, jest wyrazem… to go nie rozumiem. Brzmi tak poważnie, sprawia wrażenie
czegoś wyjątkowego… a ile razy pada z naszych ust prawdziwie?
– Philip! – Wychodząc z klasy niemalże rzuciłam się na
swojego brata chwytając go mocno za ramię. – Potrzebuję samochodu. – Wypaliłam od razu, gdy spojrzał na mnie
przestraszony.
– No okej, spokojnie. Przecież jest nasz. – Wzruszył ramionami nie widząc problemu i
sięgnął do kieszeni wyciągając z niej kluczyki. – Proszę… tylko, chwila. Przecież ty nie masz
prawa jazdy. – Uświadomił sobie, lecz
było już za późno, ponieważ wyrwałam mu je z ręki.
– Muszę zniknąć na jakiś czas…
– Co?
– Nie będzie mnie przez jakieś dwa dni… o ile
nie dłużej.
– Zaraz, zaraz. Co ty kombinujesz? – Skrzyżował ręce na piersi wbijając we mnie
swoje nad wyraz surowe spojrzenie, czułam, że będę miała przez niego trudności.
Czasem posiadanie rodzeństwa potrafi być udręką. – Po co ci samochód, to po pierwsze. A po drugie
gdzie znikasz i dlaczego?
– Musisz coś wymyślić dla mamy. Jadę do Rosji,
nie wiem na jak długo właściwie… mam ważną sprawę.
– Ivette, pojebało cię chyba do reszty! W
ogóle zapomnij. – Niemalże wrzasnął
gwałtownie wyrywając mi kluczyki z ręki. Zrobił to tak nagle i szybko, że nie
zdążyłam zareagować. – Kompletnie ci już
odbiło. Nie mam pojęcia w co się wpakowałaś, ale radzę ci z tym skończyć. – Dodał stanowczo takim tonem, jakim jeszcze
nigdy w życiu do mnie nie mówił. Wprawił mnie w osłupienie. Spodziewałam się
wszystkiego, ale nie tego. Nie po nim… przecież to mój durny brat. – I nawet nie waż się robić nic głupiego bo
osobiście dopilnuję, aby matka dowiedziała się o każdym szczególe i zamknęła cię
kurwa w piwnicy. Wyraziłem się jasno?
– Tak. – Mruknęłam czując, jak moje serce nienaturalnie
mocno bije. I to wcale nie było żadne podniecenie, czy inny zachwyt… bardziej
złość i rozczarowanie. Właśnie mój jedyny brat, najbliższa mi osoba skreśliła
jednym ruchem wszystkie moje plany. Odebrała mi moje szczęście… i nie mogłam
się z tym pogodzić.
Nikt
nigdy nie mówił, że będzie łatwo. Oczywiście mój brat miał rację, pojebało mnie
do reszty. Nie znał całej sytuacji… gdyby tak było, zapewne posłałby mnie
prosto do zakładu psychiatrycznego. Jednak mimo wszystko… gdy życie stawiało mi
drodze przeszkodę, ja ją po prostu mogłam usunąć, albo… ominąć znajdując inną
drogę.
Gdy wróciłam do domu,
mama oczywiście była w pracy, a Philip
na spotkaniu z Ashlee, co całkowicie mi sprzyjało. Zamierzałam spakować
niezbędne rzeczy do podróżnej, niewielkiej torby i udać się na dworzec. Można
powiedzieć, że działam w transie… coś z pewnością jest ze mną nie tak. Odbiło
mi totalnie. Nic już do mnie nie docierało. Bicie mojego serca, jego wrzask
zagłuszał mój rozum. Ja naprawdę zostawiłam wszystko tak, jak stałam i zrobiłam
to. Nie zostawiając żadnej wiadomości opuściłam dom pragnąc osiągnąć za wszelką
cenę swój cel. To chyba jest chore? Z pewnością jest! Może ja już naprawdę nie
jestem normalna…
Zatrzymałam się na
chwilę przy tablicy z informacją o odjazdach pociągów mając już swój bilet w
ręce i jakby zaczęłam myśleć. Przez moment miałam ochotę się wycofać, ze
strachu. Ale nie mogłam stchórzyć. Postanowiłam, że pojadę do Toma i to zrobię
choćbym miała jechać tam kilka dni… nie wiem, co mnie może spotkać po drodze i
jak to wszystko się skończy. Ale nie obchodzi mnie to. Po prostu mam to gdzieś…
Granice
przestawały dla mnie istnieć. Chciałam je przekraczać… i wraz z każdym kolejnym
krokiem dokonywać zmian. W sobie. Pragnęłam się zmienić w kogoś niezwykłego.
Pragnęłam móc osiągnąć wszystko dla niego. Chciałam zasługiwać na jego słowo,
spojrzenie, każdy gest… na zainteresowanie. Chciałam być tego wszystkiego
warta. Warta tego, aby mnie pokochał. Aby odwzajemnił moje uczucia… bo jeśli
chcę od niego miłości muszę być jej warta. Tylko, czy musiałam przewracać do
góry nogami cały swój poukładany świat? Właściwie niszczyłam wszystko, co udało
mi się zbudować przez osiemnaście lat swojego życia. Postawiłam wszystko na
jedną kartę tylko dlatego, że moje serce oszalało. Tak… to nie ja oszalałam,
tylko ono. Gdy zaczęły spełniać się moje marzenia, ono chciało jeszcze więcej…
zmusiło mnie, abym uwierzyła, że mogę znacznie więcej jeśli tylko będę tego
chciało. Tak więc… dążyłam do tego. Postawiłam przed sobą cel. Musiałam wspinać
się po wyżyny… spadać w głębokie doły i podnosić się z nich. A wszystko po to…
po to, żeby móc latać. Latać ponad ziemią, pod błękitnym niebem… aby wiatr mógł
bawić się moimi włosami, a ciało i umysł czuło się wolne. To się nazywa pełnia
szczęścia, którą daje zakochanie… i nie widziałam powodu, dla którego miałabym
sobie tego odmawiać. Nie wiedziałam, czemu miałabym nie pozwolić sobie na to
wszystko.
„Jak bardzo za mną tęsknisz?”
„A znasz to uczucie, gdy toniesz w śnie i nie możesz nic z tym
zrobić?”
„Znam…często mi się to śni.”
„Właśnie to uczucie wypełnia każdy mój dzień odkąd Cię nie ma przy
mnie.”
„Zrobiłam
to, Tom.”