Tom
wyjechał, a ja tkwiłam w swoim świecie. Opętana przez jego spojrzenie, głos,
zapach i dotyk. Liczyłam dni. Tęskniłam. Czekałam… odchodziłam od zmysłów
gapiąc się w ekran telefonu. Marzyłam, aby się odezwał. Potrzebowałam tego.
Bałam się, że mnie zostawi. Że jednak nie wróci. A wtedy… wszystko straciłoby
sens. Jeszcze o tym nie wiedziałam. Nie wiedziałam, że już nie umiem sobie bez niego
radzić. Był moim powietrzem. Narkotykiem. Uzależnieniem… niewyleczalnym.
Często
po szkole zamiast wracać do domu, kierowałam się do jego mieszkania… to było
cudowne móc spędzić tam trochę czasu. Czułam go tam wszędzie. Tak jak też
zapowiedziałam, zaopatrzyłam jego sypialnię w kwiaty. Zamierzałam się nimi
opiekować… one były także moją nadzieją, że zawsze będę tam wracać…
– Ivette, boże. – Drgnęłam wyrwana z zamyślenia przez
przerażonego brata, który wszedł właśnie do mojego pokoju. Uniosłam na niego swoje
zdezorientowane spojrzenie nie wiedząc, co się dzieje. Dopiero po chwili
zauważyłam co trzyma w ręce… Patrzył na mnie cały czas stojąc nieruchomo i
chyba nie bardzo wiedział, co ma powiedzieć. Był w szoku. Nie dziwię mu się…
– Nie grzebie się w koszu na śmieci… – Mruknęłam podchodząc do niego i zabrałam mu z
ręki pudełko po teście ciążowym, który robiłam wczorajszego poranka, po czym
wyrzuciłam je z powrotem do kosza.
– Ale… – Tylko tyle zdołał wydukać. Nie pamiętam już
sytuacji, w której nie umiałby wykrztusić z siebie żadnego konkretnego zdania,
a co dopiero słowa.
– Nie jestem w ciąży, Phil. – Zakomunikowałam głośno i wyraźnie kolejno
wracając na swoje poprzednie miejsce. Miałam wrażenie, że słyszę jak oddycha z
ulgą… – Takie rzeczy się zdarzają, nie
patrz na mnie w ten sposób. – Burknęłam
czując cały czas na sobie jego spojrzenie i zajęłam się przeglądaniem gazety.
– Ivette… co ty w ogóle gadasz? – Usiadł obok mnie wyrywając mi czasopismo z
ręki. – „Takie rzeczy się zdarzają”? Ty
mogłaś zajść w ciążę! I w ogóle… ty uprawiasz seks! – Niemalże zapiszczał, a ja westchnęłam ciężko.
– Tak jak większość ludzi. Z tego co wiem, też
to robisz i jakoś nikt afery z tego powodu nie robi.
– Ale ja to robię z głową! Poza tym ty jesteś
dziewczyną!
– Teraz to ty pleciesz. – Stwierdziłam nie rozumiejąc już go wcale. Chyba
z tego szoku nie potrafi się normalnie wysławiać.
– Nie myślałem po prostu… że ty tak szybko…
przecież ty zawsze byłaś inna.
– Dzięki wielkie. – Prychnęłam. Nie ma to, jak szczerość
ukochanego brata. – I dlatego mi nie
wolno uprawiać seksu? Są jakieś specjalne kryteria? – Uniosłam brwi spoglądając na niego z
zapytaniem.
– Wolno… ale ty nie rozumiesz… – Pokręcił głową spuszczając wzrok.
– Rozumiem. – Odparłam z przekonaniem i przysunęłam się
bliżej niego. – Jestem twoją siostrą i
chciałbyś za wszelką cenę mnie chronić. Martwisz się o mnie i jest dla ciebie
dużym zaskoczeniem, że twoja kochana, niewinna, mała Iv nagle robi tak odważną
rzecz przeznaczoną dla dojrzałych, dorosłych ludzi. – Wyrecytowałam i byłam pewna, że się nie mylę. Wiedziałam,
że kiedyś to nastąpi. – Zawsze
próbowałeś zastąpić ojca, ale uwierz, że nie musisz. Jesteś takim samym
nastolatkiem, jak ja czy ktokolwiek inny z twoich rówieśników i nikt nie wymaga
od ciebie tak wielkiej odpowiedzialności, ani dojrzałości. Jestem twoją siostrą…
mówię ci o wszystkim, jestem szczera, zawsze możesz na mnie liczyć, tak jak ja
na ciebie. Jestem ci wdzięczna za troskę, jaką mnie darzysz i za wszystko, co
dla mnie robisz… ale proszę… nie mieszaj się chociaż do mojego życia
seksualnego. Może to dziwne, ale chciałabym chociaż w tym zachować swoją
prywatność… – Mówiłam, jak nakręcona w
rezultacie czego chłopak się zaśmiał.
– Ale ja nie mam zamiaru wciskać nosa do
twojego łóżka… po prostu nawet nie zauważyłem, kiedy tak dojrzałaś. Nagle
stałaś się kobietą…
– Tak jak ty mężczyzną. Taka kolej rzeczy… – Wzruszyłam ramionami. – Przestań się w końcu mną zamartwiać… skup się
na sobie. Nie możesz ciągle żyć moim życiem. – Przytuliłam go mocno i ucałowałam w czoło.
– Ale ja nawet go nie znam… – Jęknął żałośnie. – Jakiś facet robi dobrze mojej siostrze, a ja
nie mam pojęcia kim jest i skąd się wziął… – Zaczął lamentować, a ja trzepnęłam go
poduszką.
– Jest najlepszym facetem na całej ziemi.
– To mi wiele wyjaśnia. – Przewrócił teatralnie oczami, a ja zaśmiałam
się. – Czemu robicie z tego taką
tajemnicę? Przecież ja naprawdę nie zrobię mu krzywdy… – Zapewnił mnie z cwanym wyrazem twarzy.
– Spróbowałbyś. – Spojrzałam na niego groźnie. – Może kiedyś go poznasz… na razie to jest
niemożliwe i nie nalegaj. A jeśli będzie się działo coś złego, dowiesz się
pierwszy.
– Oh… tylko weźcie się zabezpieczajcie. Lubię
dzieci… ale jeszcze na nie za wcześnie. – Rzekł zrezygnowany. O to akurat nie musiał
mnie prosić. Sama miałam wielkiego stracha, gdy robiłam test… i nie chcę tego
powtarzać przez najbliższe kilka lat, dopóki sama nie zechcę zostać mamą.
– Nie martw się. Na razie i tak wyjechał, więc
jestem bezpieczna. – Puściłam mu oczko.
– Ale każdemu przecież zdarza się zapomnieć…
– Jasne… weź w ogóle. Dziwnie się czuję
gadając z tobą o seksie. Nie mówmy lepiej o tym dopóki nie zajdzie taka
potrzeba. – Skwitował robiąc przy tym
dziwną minę, co wprawiło mnie w rozbawienie.
– Nie ma sprawy.
– Świetnie. To idę do Ashlee. – Wyszczerzył się do mnie i składając całusa na
moim policzku podniósł się z miejsca. – Kocham cię. Będę wieczorem.
– Ja ciebie też. Miłej zabawy! – Zawołałam za nim, gdy już zniknął w
przedpokoju.
– Dzięki! – Krzyknął i usłyszałam już tylko trzask drzwi,
a potem dźwięk odpalanego silnika. I zostałam sama… przydałby mi się jakiś
pies. Mamy prawie nigdy nie ma w domu. Pracuje ile wlezie, a jak już jest to
spędza czas popijając wino. Że to niby lepiej wygląda niż picie wódki? A co za
różnica skoro i tak zawsze się schleje jak świnia. Philip też ma swoje sprawy…
wcześniej byli koledzy, a od pewnego czasu jest wyłącznie Ashlee. Przez, co też
i ja straciłam możliwość spędzenia czasu w towarzystwie przyjaciółki. Więc
jestem sama. Cierpię na samotność… i myślę o Tomie. Non stop. To już mój nałóg…
i czekam na telefon. Minęły już trzy dni. Chcę go w końcu usłyszeć. Strasznie
tęsknię…
A
czy on tęsknił za mną? Czy myślał? Wspominał? Czy miał ochotę rzucić wszystko i
wrócić? Albo chociaż zadzwonić… nie mogłam odpowiedzieć sobie na te wszystkie
pytania. Miałam tyle wątpliwości i taki straszny mętlik w głowie. Bałam się, że
wydarzenia, na które pozwalałam były moim błędem. Spróbowałam czegoś nowego,
otworzyłam się… ale czy słusznie? Może lepiej było nic nie zmieniać… jednak czasu
się nie da cofnąć i przecież nie chciałam tego robić. Nawet jeśli popełniłam
błąd… liczyło się dla mnie to, co przeżyłam i to, jak wiele te przeżycia mi
dały. Byłam naiwna… jestem nadal i będę. Ale za to szczęśliwa.
Niespodziewana
euforia wstrząsnęła moim ciałem, gdy po pomieszczeniu rozniosła się znajoma
melodia wydobywająca się z mojego telefonu. Byłam przekonana, że to Tom.
Liczyłam na to. Miałam nadzieję. Wierzyłam… i nie rozczarowałam się. Gdy tylko
chwyciłam urządzenie do ręki ujrzałam na wyświetlaczu jego imię. Serce zabiło
mi mocniej. I choć pragnęłam go usłyszeć zawahałam się. Ogarnął mnie
niezrozumiały lęk. Bo właściwie nadal nie wiem, czego mogę się spodziewać…
Mimo wszystko nie
chciałam już dłużej zwlekać. Obawiałam się, że może przerwie połączenie jeśli
nie będę zbyt długo odbierać. Tak więc wcisnęłam magiczny guzik na klawiaturze
i przyłożyłam aparat do ucha.
– Tak? – Z trudem wydobyłam z siebie drżący głos oczekując
z niecierpliwością jego reakcji.
– Cześć, nareszcie udało mi się zadzwonić. Stęskniłem
się. – Moje serce znowu zabiło dwa razy
mocniej, gdy dotarł do mnie jego głos wraz z sensem słów, jakie wypowiedział.
Właśnie do mnie… Przymknęłam powieki rozkoszując się tym momentem.
– Ja też… – Przyznałam niepewnie po krótkiej chwili. Bałam
się wyznawać mu zbyt wiele. Przyznać się do uczuć, jakie się we mnie rodzą…
– Chciałbym już wrócić. Mam dosyć tego całego
szumu dookoła. Nie mam nawet chwili, żeby do ciebie zadzwonić, czy choćby
wysłać głupiego smsa. To chore… potrzebuję odpoczynku. – Wyrzucił z siebie kolejny raz sprawiając mi
swoimi słowami przyjemność.
– Na pewno będziecie mieli przerwę, gdy
skończycie…
– Tak, wiem… Przyjedź do mnie. – I znowu ta chwila, kiedy nie wiem co
powiedzieć. Nie umiem wydobyć z siebie głosu, a w mojej głowie panuje mętlik. Czyste
szaleństwo. Tysiąc pomysłów na sekundę. Walka rozumu z sercem. – Ivy? – I sposób w jaki wymawia moje imię…
– Ale… jak? – Wykrztusiłam czując, że jestem gotowa na
wszystko. Naprawdę jestem w stanie wyjść tak jak stoję i znaleźć się obok
niego…choć nie wiem, jakim cudem.
– Wsiądź w samolot, autobus… cokolwiek i
przyjedź. Po prostu.
– Po prostu… – Wymamrotałam mrugając nienaturalnie powiekami.
– Ale przecież ja nie mogę…
– Jeden dzień.
– Tom…
– Proszę. Ivy… tylko jeden dzień. – Nogi mi się uginały pod wpływem jego głosu.
Walczyłam sama ze sobą. Bo przecież to było czyste szaleństwo. Dla niego to
takie proste… właściwie, czy istnieje coś niemożliwego dla Toma Kaulitza? Jeśli
nawet… to zapewne nie myśli o tym, jako o czymś niewykonalnym.
– Zobaczę, co da się zrobić… – Westchnęłam ciężko zrezygnowana. – Ale nie liczyłabym…
– Ivy, przecież nie jesteś już dzieckiem. – Przerwał mi stanowczo. – Wystarczy, że ty tego będziesz chciała. Chcesz
się ze mną zobaczyć?
– Chcę… – Przyznałam cicho.
– Więc po prostu przyjedź. Jak najszybciej.
Wyślę ci adres…
– Ale Tom… co ja mam powiedzieć matce? I
bratu?
– Skarbie, poradzisz sobie. – Potrafił powiedzieć to w taki sposób, że
rozwiewał wszelkie moje wątpliwości. I choć czułam się nieco bezradna w tej
sytuacji… wiedziałam, że zrobię wszystko, aby się do niego dostać. Pragnęłam
tego, jak niczego innego na świecie. – Muszę
już kończyć. Będę na ciebie czekał, Ivy.
– W porządku. Do zobaczenia…
Przy
nim nauczyłam się pokonywać własne słabości. Każdego dnia stawałam się
silniejsza i bardziej niezależna, choć potrafiłam taka być jedynie przy nim…
uczyłam się korzystać z tego w swoim co dziennym życiu. Wszystkie uczucia,
jakie mi towarzyszyły budowały mój nowy charakter. Mimo wielu zmian
pozostawałam gdzieś w głębi sobą, dlatego pewne sytuacje wciąż potrafiły
doprowadzić mnie do zguby. Bo ta pozorna siła, jaką w sobie miałam, była tylko
powierzchowną skorupą… ochronną tarczą pod, którą skrywało się delikatne
wnętrze. Dokładnie, to które, tak go urzekało.