– Co ten koleś
ma w głowie, że dał ci klucze od swojego mieszkania – rzekła na wstępie
oniemiała Agness, gdy przekroczyłyśmy próg apartamentu Toma.
Uniosłam tylko
brew, nie wiedząc jeszcze, jak powinnam odebrać uwagę przyjaciółki. Blondynka
jednak nie zamierzała mi wcale tego wyjaśniać, od razu zajęła się rozglądaniem
dookoła. Nie dziwiło mnie to wcale. Sama byłam zachwycona, gdy Tom pierwszy raz
przyprowadził mnie w to miejsce. Wszystko wydawało się takie fascynujące, nawet
najdrobniejsza rzecz. I mimo że już się zdążyłam z tym oswoić, to i tak miałam
opory, by przyjść do jego mieszkania sama.
– Postawię mu
tego kaktusa i się zmywamy – oznajmiłam, szukając jednocześnie wzrokiem dobrego
punktu, w którym mogłabym umieścić przyniesiony przez siebie kwiat. Jeszcze
dziesięć minut temu, jak razem z Agness szłyśmy z kaktusem przez miasto, wcale
nie wydawało mi się to takie głupie.
– Tak szybko?
Nie oprowadzisz mnie po tym królestwie? – zapytała z lekkim zawodem, rękami
zarysowując w powietrzu powierzchnię pomieszczenia, w którym się znajdowałyśmy.
– Nie ma tu nic
do zwiedzania – stwierdziłam z przekonaniem.
– Wyglądasz,
jakby ktoś miał tu zaraz wpaść i cię stąd wyrzucić. Wyluzuj, Iv.
– Czuję się tu
nieswojo pod jego nieobecność – przyznałam szczerze. Nie widziałam powodu, by
odgrywać przed Agness jakiegoś chojraka. Bo choćbym nie wiem, jak często
przebywała w mieszkaniu Toma, ono nadal było jego prywatnym miejscem, nie moim.
– Domyślam się,
że nie ma nic do ukrycia w tym apartamencie, skoro ot tak pozwolił ci tu
przychodzić.
– To tylko jego
dodatkowy azyl. Tak naprawdę mieszka zupełnie gdzieś indziej.
– Albo mu na
tobie aż tak zależy, że ci dał klucze, albo nie zależy mu wcale na ukrywaniu
tego miejsca.
– Nie musisz
nawet tego uściślać. – Posłałam jej ironiczny uśmiech, doskonale wiedząc, że w
jej mniemaniu Tomem kierowała ta druga opcja. Mogła sobie myśleć, co tylko
chciała. Nie miałam na to zbyt wielkiego wpływu, nawet gdy bardzo starałam się
jej pokazać to wszystko w nieco ładniejszych kolorach, niż sama to dostrzegała.
Przecież to wcale nie tak, że odpłynęłam do tego stopnia, że nie docierały do
mnie żadne racjonalne sygnały. One cały czas ze mną były. Tylko że ja już nie
chciałam się nimi przejmować. Cieszyłam się tym, co miałam. Carpe diem.
– Oj weź mu
postaw tego kaktusa w sypialni. Nie traktuj tego, jak jakąś decyzję, która
zaważy na jego życiu. – Agness podeszła do mnie i zabrała mi doniczkę z rąk. – Tędy?
– spytała jeszcze, kierując się w dobrze znaną mi już stronę. Pokiwałam tylko
głową, dając jej potwierdzenie i sama ruszyłam w ślady przyjaciółki.
– Jeden kwiatek
na to całe mieszkanie to stanowczo za mało.
– Oczywiście, ty
byś tutaj zaraz zrobiła ogród botaniczny. – Wywróciłam teatralnie oczami,
znając możliwości Agness. Ona naprawdę uwielbiała kwiaty i tę całą zieleninę. Oczami
wyobraźni już widziałam, jak zamieniała mieszkanie Toma w istną dżunglę.
Miałaby tu spore pole do popisu.
– Niech sobie
stoi na komodzie. Myślę, że imię Alfred do niego pasuje.
– Mam mu
powiedzieć, że od dzisiaj będzie mieszkał z Alfredem? – Parsknęłam śmiechem,
spoglądając na blondynkę, która niewzruszona ustawiała kaktusa w nowym
otoczeniu.
– Masz mu
powiedzieć, żeby go podlewał. To nie jest wymagająca roślina, nie zabijcie jej.
– Odwróciła się do mnie, krzyżując ręce na piersi. – Pamiętam, jak uśmierciłaś
Josepha.
– Był tak mały,
że o nim zapomniałam!
– To żadna
wymówka.
– Dobrze, tym
razem Alfred będzie miał dwoje opiekunów. Na pewno nic mu nie będzie.
– Oby! Jest
jeszcze młody, na pewno chce trochę pożyć.
– Jesteś chora –
skwitowałam, śmiejąc się z tego, jak poważnie prowadziła ze mną tę rozmowę na
temat opieki nad kaktusem.
– Czy to tutaj
cię zaciągnął do łóżka? – wypaliła nagle, spoglądając znacząco na łóżko, przy
którym stałam. Wytrzeszczyłam na nią oczy, czując spływające po mnie
zażenowanie. – Tak tylko pytam. Nie mówiłaś, gdzie dokładnie to robiliście.
– Zawsze w łóżku
– stwierdziłam niepewnie.
– Nuda.
– Agness!
– Ale ty jesteś
spięta. Powinnaś sobie ulżyć sama, póki go nie ma.
– Nie wytrzymam
z tobą.
– Dobrze, że ja
z tobą wytrzymuję.
– No naprawdę!?
– Uwielbiam cię
wkurzać. Myślę, że mogę to uznać nawet za swoje hobby.
– Świetnie.
– Ooo, jak
miękko – zamruczała, opadając na pościel całym ciałem. Przez chwilę miałam
ochotę na nią krzyknąć, żeby tego nie robiła, ale dałam sobie spokój. Nie
chciałam wyjść na taką paranoiczkę, którą w rzeczywistości byłam, ale… Mogłam
to w sobie stłamsić. Chociaż trochę. – Czy ty nie miałaś do mnie jakiejś
sprawy? – Podniosła się na łokciach, wbijając we mnie baczne spojrzenie.
– Miałam –
westchnęłam i usiadłam obok niej, ponieważ czekała mnie trudna dyskusja. A
przynajmniej tak mi się wydawało, że będzie trudna. – Mam nadzieję, że mi
pomożesz i nie będziesz próbowała wybić mi tego z głowy.
– Zaczynam się
bać. Co znowu chcesz odwalić?
– Chcę tylko
lecieć do Włoch – powiedziałam, co zabrzmiało całkowicie niewinnie. Bo w
gruncie rzeczy nie było w tym nic nadzwyczajnego, prawda? Pomijając fakt, że
marna ze mnie turystka i na pewno nie mogła być to dla mnie łatwa wycieczka.
– A jaki jest
haczyk? – Zmrużyła oczy, wciąż nie spuszczając ze mnie swojego badawczego
wzroku. Znała mnie na tyle dobrze, by nie mieć żadnych wątpliwości, że ten
wyjazd nie miał być ot tak po prostu.
– Chcę tam
lecieć do Toma, gdy będzie miał koncerty.
– Zaraz… Chcesz
tam lecieć sama? Specjalnie do niego? – Tym razem jej niebieskie oczy znacznie
się powiększyły, a brwi podniosły znacznie wyżej niż zwykle.
Nie zniechęciłam
się jednak, brnęłam w to twardo dalej, będąc przekonaną do swoich planów.
– Tak.
– Mam rozumieć,
że twoja matka i Philip nie mają nic przeciwko?
– No właśnie…
Nie chciałabyś mi pomóc? – Uśmiechnęłam się niewinnie, zagryzając przy tym
lekko wargę. Wbrew pozorom miałam już obmyśloną część planu i moja przyjaciółka
była mi do niego niezbędna.
– Że niby jak?
– Bo… Jeśli im
powiem, że jedziemy razem? Na wakacje?
– Żartujesz?
Przecież to się zaraz wyda! – krzyknęła, siadając gwałtownie na łóżku. Aż się
zatrzęsło.
Wywróciłam
oczami, spodziewając się podobnej reakcji.
– Nie wyda się,
jeśli dobrze to zaplanujemy.
– Mam się
zamknąć na tydzień w domu? Nawet jeśli, to zauważą, że coś jest nie tak.
– Proszę cię…
Matka nigdy mnie nie puści. Będę musiała znowu toczyć z nią wojnę, a w końcu
pojadę tam wbrew wszystkim i nie będę miała do czego nawet wracać – zaczęłam
brać ją już na litość, bo czułam, że inaczej mogłoby być trudno ją przekonać. –
Nie mówiąc już o Philipie… Będzie pierwszym, który zechce wybić mi to z głowy. A
ja naprawdę chcę tam lecieć!
– Moim zdaniem
to idiotyczne, żebyś leciała tam specjalnie dla niego. I tylko dla niego –
stwierdziła, podkreślając bardzo wyraźnie ostatnie słowa.
Westchnęłam
głęboko i dałam sobie sekundę, by opanować emocje. Nie podobał mi się znowu
kierunek, w jakim podążała moja przyjaciółka.
– Dla siebie –
rzekłam stanowczo, rzucając jej na potwierdzenie jeszcze pewne spojrzenie.
– No nie wiem.
– Agness… Proszę
cię. Nie widzieliśmy się trzy tygodnie. Chciałabym spędzić z nim te kilka dni. –
Nie wiedziałam już, co jeszcze mogłabym jej powiedzieć, by się zgodziła.
Zdawałam sobie sprawę, że proszę ją, by dla mnie kłamała. Ba, by oszukiwała
mojego brata, czyli chłopaka, z którym najprawdopodobniej planowała stały
związek… To komplikowało trochę sprawy. Niemniej, tylko na nią mogłam liczyć.
– To
niedorzeczne. Ale i tak cię nie powstrzymam – odparła po chwili namysłu, a ja
już powoli czułam, jak spływa po mnie uczucie ulgi.
– Więc pomożesz
mi?
– Pomogę, mimo
że jesteś coraz głupsza w tym, co robisz.
– A ty coraz
milsza. Ale i tak dziękuję.
– No okej, ale
wszystko musimy dokładnie zaplanować. Nie ma opcji, żebyś tam się sama błąkała,
czy żeby cokolwiek poszło nie tak. I nie obchodzi mnie, co będziecie tam robić,
ale chcę od ciebie raporty co dwie albo trzy godziny, bez względu na wszystko –
wyrecytowała wszystko takim tonem, jakby sama już miała w głowie obmyślony cały
plan. Swoją drogą, wydawało mi się, że z nas dwóch to ja jestem tą, która
panikowała. Tymczasem to Agness oczekiwała ode mnie meldunków!
– Boże. To tylko
wyjazd… Tak jak wakacje. – Próbowałam uświadomić jej, że to nadal nic
wielkiego. Miliony nastolatek na świecie wyjeżdżało na wakacje. Może nie
samotnie, ale na przykład ze znajomymi. To prawie tak samo.
– Nie w twoim
przypadku.
– Dlaczego?
– Bo jesteś
sierotą, Iv – wypaliła, co wcale nie brzmiało jak żart. I chyba nie miało nim
być. Moja przyjaciółka wyraźnie nie zamierzała owijać w bawełnę.
– Boże,
nienawidzę cię. Dlaczego ja się z tobą w ogóle przyjaźnię?
– Bo byś beze
mnie zginęła.
– Pff, jesteś
dla mnie okropna.
– To z miłości.
– Współczuję
Philipowi, jeśli jego też zamierzasz darzyć taką miłością – parsknęłam, kręcąc
z niedowierzaniem głową.
– No, jak się
dowie, że kryłam twoją dupę, wiedząc o wszystkim, to pewnie nie będę miała
nawet okazji podzielić się z nim swoją miłością.
– Oj, nikt się
nie dowie. Już my to dobrze zaplanujemy.
– Obyś miała rację. I żeby to się nie skończyło jakąś katastrofą…
– Ty zawsze
musisz mieć złe przeczucia.
– Nic nie
poradzę!
– Nieważne i tak
się jaram, już nie mogę się doczekać, kiedy powiem Tomowi.
– On jest tak
samo głupi, jak ty, jeśli ci to zaproponował.
Wywróciłam już
tylko oczami, bo nie miałam już siły na wymyślanie jakiejś sensownej riposty.
Zagłębianie się w te docinki nie było dla mnie niczym przyjemnym, więc uznałam,
że lepiej je po prostu zignorować i cieszyć się wizją nadchodzącej przyszłości.
♥
Mimo że ja żyłam
już wakacjami, nie było aż tak kolorowo. Do zakończenia roku szkolnego został
jeszcze tydzień i chcąc, czy nie, musiałam skoncentrować się na tym, by udało
mi się skończyć dwunastą klasę z dobrymi wynikami. Potem czekał mnie
prawdopodobnie najtrudniejszy rok ze względu na maturę, ale wolałam o tym, póki
co, nie myśleć. Bo przecież moim nowym mottem było: żyj chwilą.
Kto by pomyślał!
Trwało to już w sumie kilka ładnych tygodni i było mi z tym całkiem dobrze.
Wiedziałam, że może to być tylko złudzeniem, dopóki nie dopadną mnie
konsekwencje tego wszystkiego. Jedynym sposobem było przygotowanie się na nie.
Czyli wmawianie sobie, że dam radę. Naprawdę mocno w siebie wierzyłam.
Tymczasem zostałam złamana głupimi, szkolnymi plotkami, co było wręcz śmieszne.
Widocznie tak bardzo skupiałam się na swojej relacji z Tomem, że nie wzięłam
pod uwagę, że istniały także inne sprawy, które mogłyby mieć negatywne
odzwierciedlenie w moim życiu.
Nie za bardzo
rozumiałam, co się wokół mnie zaczęło od pewnego czasu dziać. Nagle, idąc
szkolnym korytarzem, przestałam czuć się komfortowo, bo nie wiedzieć czemu
ludzie zerkali w moim kierunku z głupim wyrazem na swoich twarzach. Pierwszą
moją myślą było to, że mogli jakimś dziwnym sposobem dowiedzieć się o mnie i
Tomie. Agness jednak bardzo szybko sprowadziła mnie na ziemię, uświadamiając,
że wcale nie chodziło o Toma, a o Nate’a. Dawno nie byłam w tak wielkim szoku. I
niewiele potrzebowałam, by ten szok zamienił się w złość.
– Wiesz,
dlaczego teraz się wszyscy na nas tak gapią? – wypaliłam, stając znienacka naprzeciwko
chłopaka, który chyba się tego nie spodziewał, bo wydawał się bardzo zaskoczony
moim widokiem. Jego kumple od razu się zmyli, uśmiechając się tylko głupkowato
pod nosem. A ja wbrew pozorom nie oczekiwałam żadnej konkretnej odpowiedzi, bo
sama ją dobrze znałam.
– Nie bardzo.
Może lubią? – Uniósł brew, patrząc na mnie niewzruszony. Chyba pierwszy raz w
życiu miałam ochotę przywalić mu w twarz.
– Cieszę się, że
tobie to w ogóle nie przeszkadza – stwierdziłam, nie kryjąc swojej ironii. – Bo
mi owszem.
– Nie rozumiem.
Co ci przeszkadza? – zapytał, wciąż najwyraźniej nie rozumiejąc, o co mi
chodziło. Nie wiedziałam, czy naprawdę nie był tego świadomy, czy po prostu
udawał głupiego.
– Że się wszyscy
na mnie gapią i że pieprzą o nas te głupoty!
– Chodzi ci o te
plotki?
– To jednak coś
dotarło.
– Daj spokój, to
tylko głupie gadanie – rzucił obojętnie. Widocznie tylko mnie to obchodziło. Stałam
przed nim i gapiłam się na niego jak na kretyna. Bo właśnie nim się dla mnie
wówczas stał.
– Tylko?
– Nie mamy
wpływu na to, co ludzie wymyślają.
– Akurat na to
miałeś wpływ – wytknęłam stanowczo. Doskonale pamiętałam każdą sytuację, w
której był tak bardzo obojętny. Bo przecież to tylko cholerne nic nieznaczące
zaczepki.
– Iv, przecież
to nic wielkiego.
– Może dla
ciebie – rzuciłam, nie wierząc, z jaką ignorancją do tego podchodził. – Ja do
tej pory miałam spoko reputację. Nikt nic do mnie nie miał. Mogłam przejść
przez pieprzony korytarz, nie czując na sobie dwudziestu przeszywających
spojrzeń. I wiesz co? Cholernie mi to odpowiadało.
– Okej,
rozumiem. Przykro mi, że tak wyszło. Wierz mi, że nie miałem z tym nic
wspólnego. Przecież nie rozpowiadam ludziom, że jesteśmy razem, ani tym
bardziej tych innych bzdur. Uważasz, że to robię? – Tym razem to jego
spojrzenie wydało mi się urażone, ale nie zamierzałam dać się zapędzić w kozi
róg i jeszcze czuć się źle z tym, co mówiłam. To nie ja byłam tutaj winna.
– Nie –
zaprzeczyłam spokojnie. – Ale wtedy, na parkingu, nie zrobiłeś nic. Nie zaprzeczyłeś,
jak Derek śmiał nam się prosto w twarz. Później, w podobnych sytuacjach,
również nie powiedziałeś niczego, by zaprzeczyć tym chorym domysłom. Zupełnie
jakbyś chciał, żeby wszyscy o nas tak myśleli.
– Boże, Iv. Nie
sądziłem, że to jest tak istotne. Po prostu olewam takich typów, bo nie ma
sensu z nimi dyskutować.
– Faktycznie.
Nie ma sensu bronić prawdy. Niech rozpowiadają potem takie rzeczy.
– Czy naprawdę
jest to dla ciebie aż tak straszne? To tylko słowa. My dobrze wiemy, jaka jest
prawda.
– Nie potrafię
po prostu zrozumieć, dlaczego na to pozwoliłeś. Dla ciebie to nic takiego, ale
ja jestem dziewczyną, która żyje w cieniu. Nie dlatego, że się chowa. Tylko
dlatego, że chce w nim być. Chcę sobie spokojnie skończyć tę pieprzoną szkołę,
bez żadnych dram, czy szumu wokół mojej osoby. Nie potrzebuję takich atrakcji –
wyrzuciłam, nadal czując do niego wielki żal. Może sama przegapiłam moment, w
którym powinnam była powiedzieć stop.
Tylko, czy to ja miałam reputację laski, która zabawia się z kolesiami? Czy to
przyjaźń ze mną groziła komuś cholernymi plotkami wyciągniętymi z dupy? Uważałam,
że to Nate był osobą odpowiedzialną za to, bym nie musiała słuchać tych
wszystkich bredni. Bym nadal mogła czuć się dobrze w jego towarzystwie. A
przede wszystkim, żebym w ogóle jeszcze chciała w jego towarzystwie przebywać.
– Przykro mi, że
tak wyszło. Naprawdę nie miałem tego na celu.
– Właściwie już nie
wiem, co masz na celu. Czasem brak reakcji jest najgorszym, co możemy zrobić. Bo
to nie zawsze są tylko słowa.
– Po prostu
przywykłem, że zawsze się o mnie tutaj coś gada.
– Jeśli się na
to zgadzasz, twoja sprawa. Ale ja na pewno nie będę na to pozwalała.
– Iv, nie chcę spięć między nami przez jakieś głupie plotki. Proszę cię…
– W tym problem,
że to nie przez „jakieś głupie plotki”. Słuchałeś mnie w ogóle?
– Chcesz
powiedzieć, że to moja wina?
– Gdybyś
zaprzeczył choć jeden raz, wiedziałabym, że jesteśmy w tym razem. Teraz nie
wiem nawet, jakie naprawdę masz intencje. Chyba w ogóle cię nie znam, Nate. Ale
wiem na pewno, że mocno się zawiodłam i to na kimś, po kim w ogóle się tego nie
spodziewałam. Możesz więc sobie tylko wyobrazić, jak się z tym czuję. Dodatkowo
otoczona spojrzeniami ludzi, którzy nawet mnie nie znają – zakończyłam,
rzucając mu ostatnie, pełne żalu spojrzenie. Bo już nie byłam wściekła. Zrobiło
mi się cholernie przykro.
Odeszłam od
niego, nie chcąc już dłużej kontynuować tej rozmowy. Poczułam się zagubiona i
zdezorientowana. Być może zbyt łatwo i zbyt szybko ufałam ludziom. A co ja tak
naprawdę o nich wiedziałam? Dawałam się schwytać tej kolorowej bańce złudzeń i
unosiłam się ponad ziemią tak długo, jak pozwolił mi na to podmuch wiatru i tak
długo, aż nie nadziałam się na jakąś gałąź i nie spadłam na ziemię, otwierając
oczy.
♥
Ciche pukanie
rozległo się po moim pokoju, gdy leżałam na boku, wpatrując się beznamiętnym
wzrokiem w ścianę. W mojej głowie kotłowało się już tyle myśli, że sama nie
wiedziałam, co miałam z tym począć. Gdy wydawało mi się, że już wszystko było
pod moją kontrolą, pojawiało się coś, co znowu niszczyło tę pewność i spokój.
– Mogę wejść? –
Głos Philipa przedarł się przez moje myśli. Mruknęłam w odpowiedzi coś
niezrozumiałego, co miało wyrażać zgodę. Widocznie ogarnął, bo po chwili był
już w środku i usiadł na krawędzi łóżka. – Źle się czujesz?
– Nie. Dlaczego?
– Bo zamknęłaś
się w pokoju, jak tylko wróciłaś ze szkoły. Stało się coś? – zapytał, a ton jego
głosu był nad wyraz delikatny. Jakby wiedział, że stąpał po grząskim gruncie. A
już na pewno zdawał sobie sprawę, że coś było ze mną nie tak. Nawet ja czułam,
że nie było sensu próbować czegokolwiek przed nim ukrywać. Byliśmy bliźniakami.
Mieliśmy wrodzone czujniki. Może nie zawsze działały, jak powinny, ale jednak
istniały i często dawały o sobie znać.
– Nie. Po prostu
nie mam nastroju.
– Czemu?
– Bo mnie
wszystko już wkurwia – rzuciłam gniewnie, odwracając się na plecy i wbiłam swój
rozjuszany wzrok w sufit. Smutek, żal i brak zrozumienia to nie była dobra
mieszanka emocji. Zanim wróciłam do domu, przerodziło się to w istną
wściekłość. I już nie tylko na Nate’a, ale na wszystko. Byłam zła nawet na samą
siebie.
– To jakaś
grubsza sprawa?
– Zapytaj może
swojego kumpla – zakpiłam, spoglądając w jego kierunku.
Siedział wciąż,
spokojnie mi się przyglądając. W przeciwieństwie do mnie nie wykazywał żadnych
większych emocji w tamtym momencie. Może był jakiś sens w jego taktyce. Nie
pogłębiał mojego gniewu.
– Nathaniela?
– Tak. Jego – potwierdziłam
i podniosłam się do pozycji siedzącej, opierając plecami o ścianę. Szykowała
się dłuższa rozmowa, a nie chciałam gadać do sufitu.
– Co zrobił?
– Raczej czego
nie zrobił. Ty nic nie wiesz? – zdziwiłam się trochę, bo miałam wrażenie, że w
szkole nie było już osoby, która nie słyszałaby pikantnych plotek na temat
kapitana drużyny koszykówki i jego nowej dziewczyny. Na samą myśl o tym mnie
mdliło. Ludzie potrafili być naprawdę podli.
– A co
powinienem wiedzieć?
– Nie słyszysz,
co ludzie w szkole gadają?
– Nie wiem,
widocznie nie zwróciłem uwagi. – Wzruszył ramionami – Oni wiecznie o czymś
gadają. Nie warto tego słuchać.
– Może nie
warto. Ale przeszkadza mi to – stwierdziłam znacznie spokojniejszym głosem niż
do tej pory. Mogłam być wściekła na cały świat, ale nie widziałam już sensu w
wyładowywaniu swojej agresji podczas rozmowy z bratem. Tym bardziej że Philip
chciał dla mnie dobrze.
– Mówią o tobie?
– Rozpowiadają
jakieś chore rzeczy, że jestem nową zdobyczą Nate’a. Że pieprzy mnie na boisku!
I inne podobne rzeczy. A potem patrzą mi bezczelnie w twarz. Jakby mieli do
tego jakiekolwiek prawo – wyrzuciłam pełna żalu i chyba dopiero wtedy Philip
zrozumiał, że to trochę poważniejsza sprawa. Jego wyraz twarzy znacznie się
zmienił na bardziej skupiony, a w oczach mogłam dostrzec znajomy błysk.
– Cholera,
serio? Nate nic mi nie mówił na ten temat.
– Wcale mnie to nie
dziwi.
– Jak to?
– Po nim to
spływa, jakby to było coś normalnego.
– Dla niego
pewnie trochę jest. Sam sobie zapracował na taką reputację, nic dziwnego, że
ucierpiałaś na tym i ty. Ostatnio często bywasz w jego towarzystwie, ludzie
musieli to zauważyć.
– Nie obchodzi
mnie to, Philip. Możecie uważać, że przesadzam. Ale do kurwy, nie będę patrzeć
bezczynnie, jak ludzie mnie obgadują. Najgorsze w tym wszystkim jest właśnie
to, że on im na to pozwolił. Nie powiedział ani jednego cholernego słowa w
naszej obronie! Albo choćby mojej.
– Okej, masz
rację – przyznał. – I wcale nie przesadzasz. Oni nie mają prawa rozpowiadać na
twój temat takich rzeczy. A on powinien tego dopilnować – rzekł pełny
przekonania, co naprawdę pozytywnie mnie zaskoczyło. Poczułam wielką ulgę,
widząc, że miałam go po swojej stronie. I że wcale nie uważał mnie za dziwadło,
które wszystko wyolbrzymiało.
– Naprawdę tak
uważasz?
– Jasne, że tak!
To, że jest moim kumplem, nie znaczy, że będę go bronił – rzekł oburzony. –
Zachował się w tym przypadku jak dupek. A fakt, że jesteś moją siostrą, tylko
stawia go w jeszcze gorszym świetle.
– Myślałam, że
obydwoje będziecie mieć mnie teraz za jakąś wariatkę, która przejmuje się
głupimi plotkami – wyznałam niepewnie.
– No co ty, to
wcale nie jest głupie. I cieszę się, że nie chcesz sobie na to pozwalać. Trzeba
walczyć o siebie. Poza tym nikt nie będzie rozpowiadał o mojej siostrze takich
rzeczy.
– Dzięki za
wsparcie.
– Przecież
wiesz, że zawsze będę po twojej stronie.
– Zawsze? –
Zmrużyłam podejrzliwie oczy. Mój chytry umysł podsunął mi myśl, że to była
dobra okazja, by powiedzieć bratu o planach na zbliżające się wakacje.
– Zawsze.
– Nawet jak będę
chciała zrobić coś szalonego?
– O nie, co
znowu wymyśliłaś? – Philip od razu wyłapał, że coś kombinowałam. Zaśmiałam się
i szybko zebrałam odpowiednią wersję wydarzeń do kupy, by mu ją przekazać.
– Nic takiego… Chcemy
z Agness jechać do Włoch na kilka dni. W przerwie wakacyjnej.
Dlaczego to kłamstwo przyszło mi tak łatwo?
– Łooh, jakie
szaleństwo – roześmiał się, robiąc przy tym wielkie oczy. Oczywiście tylko się
ze mnie nabijał.
– No ej! Nigdy
nie byłam we Włoszech, to jest szaleństwo – oburzyłam się, co w sumie było
szczere. Mimo wszystko dla mnie to wciąż było wielkie wydarzenie. Miałam
mnóstwo wątpliwości i obaw związanych z tym wyjazdem. Chwilami ogarniało mnie
przerażenie, jak pomyślałam sobie, że będę zupełnie sama, w obcym kraju. Bo
przecież jakoś musiałam dotrzeć do Toma, zanim będziemy już tam razem.
– Okej. Ale to
spoko pomysł. Może pojedziemy we trójkę? – zaproponował z entuzjazmem, który ja
musiałam zgasić. I w tamtym momencie poczułam lekkie ukłucie na sercu.
– Nie obraź się…
Ale chciałyśmy jechać same.
– Ech, no tak.
Nie ma sprawy – zapewnił z uśmiechem.
Mimo to i tak
nie poczułam się zbyt dobrze. Bo przecież nie znał całej prawdy. Byłam pewna,
że gdybym mu powiedziała, że chciałabym jechać tam sama, robiłby problemy.
Przede wszystkim, nie zrozumiałby mojej decyzji. Czasami miałam wrażenie, że
wszystko było takie proste, a my sobie sami to komplikowaliśmy.
– Czyli mogę
liczyć na twoje wsparcie w rozmowie z mamą?
– Jasne. Razem
ją jakoś urobimy. – Puścił mi oczko, a ja uśmiechnęłam się szeroko i w
przypływie radości rzuciłam mu się na szyję.
– Dziękuję!
– Tyle miłości!
– zawołał, odwzajemniając mój uścisk.
– Fuj! –
krzyknęłam, po czym obydwoje zaczęliśmy się śmiać.
Nie było tak źle. Ale mogłoby być lepiej. Gdybym nie
musiała kłamać…
♥
Weekend sprzyjał
rozmowie z naszą rodzicielką, ponieważ od rana była w domu, co oznaczało, że
również powinna być trzeźwa. Mimo to nie czułam się wcale pewnie. Po pierwsze
dlatego, że kłamałam. A po drugie, unikałam matki jak ognia od dłuższego czasu.
Jakiekolwiek nawiązanie istotniejszej rozmowy budziło niezrozumiałą
niezręczność, zupełnie jakby była dla mnie obcym człowiekiem.
Widok gotującej matki
nie był codziennością. Dlatego poczułam się lekko skołowana, gdy wchodząc do
pomieszczenia, ujrzałam ją przy kuchence. Zdążyłam zapomnieć na chwilę, o czym
właściwie chciałam z nią rozmawiać. Pomijałam fakt, że nie było nawet
jedenastej, a ona już coś przygotowywała. To było tak dziwne, że zaczęło mnie
niepokoić. Ktoś chyba powinien teraz
trzepnąć mnie w twarz. Gdzie, do cholery, mój brat, który miał mnie wspierać!?
– Wcześnie dziś
wstałaś. – Jej głos nagle zadźwięczał mi w uszach, aż potrząsnęłam głową,
wracając szybko do rzeczywistości.
Odchrząknęłam i
weszłam w głąb kuchni, bo wciąż stałam jak kołek w wejściu.
– Nie mogłam
spać. – Starałam się brzmieć całkiem normalnie, ale było to cholernie trudne.
Naprawdę nie umiałam już chyba z nią rozmawiać jak dawniej. Żal, który do niej
odczuwałam, utrudniał wszystko jeszcze bardziej. Tym razem jednak wiedziałam,
że kolejne spięcia między nami na pewno nie pomogą mi w uzyskaniu akceptacji
odnośnie moich wakacji we Włoszech. Musiałam po prostu skupić się na swoich
planach i zapomnieć na pięć minut o negatywnych emocjach, które próbowały się
ze mnie wyrywać.
– Wiesz, dokąd
wyszedł twój brat? – Kobieta wyraźnie nie czuła takich oporów przed
nawiązywaniem rozmów jak ja. Uwaga na temat tego, że to raczej ona powinna
wiedzieć, gdzie się szwendają jej dzieci, aż cisnęła się na usta. Dlatego je
zamknęłam i wzruszyłam tylko ramionami w odpowiedzi. I choć wcale nie chciało
mi się pić, nalałam sobie wody do szklanki, żeby tylko się czymś zająć. Oparłam
się plecami o zlew i sączyłam ją bardzo powoli. Co najmniej jakby to było dobre
wino, a nie zwykła woda. Co za porażka.
Philip od razu by mi to załatwił...
– Chciałabym,
żebyście zjedli dzisiaj obiad w domu. Nie masz innych planów? – Spojrzała na
mnie i daję słowo, że moje oczy stały się nienaturalnie wielkich rozmiarów. Jak
na tych wszystkich selfiaczkach lasek, co robią wytrzeszcz, żeby to pokazać,
jakie to niby ogromne i piękne ślepia mają... Tymczasem ja, będąc w szoku, pokręciłam
głową. Co tu się dzieje? Od kiedy zależy
jej, żebyśmy jedli razem obiad? Od kiedy zależy jej, żebyśmy w ogóle cokolwiek
jedli...
– W takim razie
napisz do brata, jeśli możesz.
Z minuty na
minutę robiło się coraz dziwniej, a ja nadal nie poruszyłam najbardziej
interesującego mnie tematu. Teoretycznie nie musiałam pytać jej o zdanie,
praktycznie jednak zawsze wyglądało to inaczej. W końcu dorosłość nie zaczynała
się na cyfrach w dowodzie. W niektórych przypadkach to dobrze, a w innych już
mniej. Nie uważałam, bym była zbyt niedojrzała na podejmowanie własnych
decyzji. I cały czas argumentowałam sobie swoją sytuację tym, że dużo młodsze
osoby ode mnie wyjeżdżają za granicę na tego typu wakacje, czy choćby jakieś
szkolne wymiany. Może w końcu powiedz to
matce, a nie samej sobie?
– Razem z Agness
planujemy wyjazd do Włoch w pierwszym tygodniu wakacji – wypaliłam, nie
próbując już nawet owijać w bawełnę.
– Same? –
Usłyszałam w odpowiedzi, na co moje mięśnie automatycznie się spięły.
Bądź twarda, Iv. Dasz radę.
– Tak. We dwie.
– Czemu akurat
tam? Nie możecie jechać po prostu nad morze? Albo w góry? – mówiła dalej, nawet
na mnie nie patrząc. Nie miałam pojęcia, co gotowała, ale wyraźnie ta potrawa
wymagała w tamtym momencie dużo więcej uwagi ode mnie. To jednak nie było dla
mnie aż tak istotne. Bardziej interesowały mnie jej słowa, które powoli
wzbudzały we mnie irytację. Czułam w kościach, do czego piła i że nie skończy
się to dla nas dobrze.
– Chcemy jechać
do Włoch, a nie nad morze, czy w góry – zaznaczyłam ze stanowczością.
– Muszę się
chyba nad tym zastanowić.
– Ale nad czym
tu się zastanawiać? Musimy już wszystko planować. Zabukować bilety, zarezerwować
hotel – powiedziałam szybko, niemal na jednym wydechu. A kobieta w końcu
przestała mieszać w garnku i odwróciła się w moją stronę z dość surowym wyrazem
twarzy.
– Widzę, że już
wszystko sobie obmyśliłaś, nie czekając nawet na moją zgodę. Więc po co w ogóle
mi o tym mówisz, skoro nie zamierzasz mnie słuchać?
– Żebyś nie
robiła afery – skwitowałam całkowicie szczerze. Bo przecież o nic innego nie
chodziło. Chciałam móc spokojnie wyjechać do Włoch, nie stresując się, że jak
wrócę, będzie czekało mnie piekło. Albo co gorsza, że matka wyśle za mną cały
oddział wojska.
– Aha. Bo to
takie proste, prawda? – Skrzyżowała ręce na piersi, a ja wciąż nie rozumiałam,
w czym widziała problem.
– Tak. Nie widzę
w tym nic skomplikowanego.
– Nie podoba mi
się twoje podejście.
– Nie musi ci się
podobać. W końcu to moje podejście i moje życie – stwierdziłam, wbijając w nią
swoje zirytowane spojrzenie. Byłam już na granicy i wiedziałam, że jeśli za
chwilę nie przestanie mnie prowokować, to ja przestanę się hamować.
– Przypominam ci,
że do dorosłości ci jeszcze trochę brakuje.
– Boże, nie mów
mi o dorosłości. Sama niewiele o niej wiesz.
– Zapędzasz się
znowu.
– Przestań.
Próbowałam być miła. Ale wkurza mnie, że żyjesz sobie z dnia na dzień,
popijając swoje winka, a potem, gdy czegoś potrzebuję albo chcę zrobić, udajesz
nagle zatroskaną matkę. Jaki masz problem z tym wyjazdem? Bo ja nie widzę żadnego.
Jestem pełnoletnia i nie widzę powodu, żebym miała nie pojechać sobie na tydzień
do Włoch, czy gdziekolwiek indziej – wyrecytowałam, pozwalając sobie w końcu na
upust emocji. Wyrzuciłam dokładnie wszystko, co miałam na myśli. I wiedziałam,
że jej się to nie spodoba. Ale przecież byłam szczera.
– W taki sposób
nie będziemy rozmawiały – oznajmiła zdenerwowana i odwróciła się do mnie ponownie
plecami niczym obrażone dziecko.
– Świetnie. Nie
musimy wcale. To przecież wychodzi nam najlepiej – zironizowałam. Właściwie
chciałam dać sobie już spokój i po prostu wrócić do swojego pokoju, żebyśmy
obydwie mogły trochę ochłonąć. Jeszcze miałam nadzieję, że później uda mi się
załagodzić sytuację i dojść do jakiegokolwiek porozumienia, ale widocznie ona
uważała inaczej. Zatrzymałam się w półmroku, gdy odpowiedziała na mój
komentarz.
– Może najpierw powinnaś
nauczyć się szacunku, zanim zaczniesz planować zwiedzanie świata! – rzuciła,
znowu stając do mnie przodem. Widziałam, że była już wściekła. Może to jedyne,
co nas łączyło w tamtym momencie.
– A ty odpowiedzialności,
zanim założysz rodzinę.
– Dosyć tego.
Jesteś bezczelną gówniarą, a nie dojrzałą osobą. Zapomnij o jakimkolwiek
wyjeździe.
– Nie możesz mi
zabronić.
– Właśnie to
robię.
– Nic nie
zrobisz. Nie możesz mnie powstrzymać.
– Przypominam ci,
że nadal mieszkasz pod moim dachem i nadal to ja zarządzam środkami
finansowymi.
– Naprawdę
używasz tego argumentu? Po prostu nie wierzę! – Uniosłam się, nie mogąc pojąć jej
postępowania. Dlaczego za każdym razem musiała być przeciwko mnie!?
– Sama do tego
doprowadzasz, nie widzisz tego?
– Nie waż się
mnie za to winić. Nie ja spieprzyłam. Nie wmówisz mi wyrzutów sumienia. Nie tym
razem – wysyczałam rozjuszona, czując, że przekroczyłyśmy już ostatnie granice.
– Co tu się
dzieje? – Nawet nie zauważyłam, kiedy Philip zjawił się w domu. Było jednak już
za późno. Na cokolwiek. A mi stało się to wszystko jedno.
– Nic – odparłam
sucho, mrożąc spojrzeniem naszą matkę. – Jednak mam dzisiaj plany – dodałam
jeszcze, zanim wyminęłam stojącego w wejściu zdezorientowanego brata.
Może ta rodzina
już dawno przepadła. Może nie było już dla nas nadziei.